NIEZWYKŁY OBÓZ CZ.6
Biegniemy, szybko, jak Oliwia na widok żelków lub na matmę, nie no jeszcze szybciej, brakuje nam sił, jednak nie chcemy aby jakaś pani lub jakiś obozowicz nas zauważył, dlatego jeszcze przyspieszamy. Jesteśmy w tym nieszczęsnym lasku....
- Dziewczyny..... po skończeniu mojego zdania zachowajcie spokój- mówi Waleria. Bądźcie spokojne, widzę cztery sarny, one nam nic nie zrobią.....
-Spokojnie Lena, spokojnie- myślę sobie. Nie bój się.
Mija kolejna minuta biegu przez las, zatrzymujemy się aby odpocząć, wiemy, że tu żadna wychowawczyni nas nie zobaczy. Siedzimy na ławeczce, na której siedziałam ostatnio z Amelą. Ok. 100 metrów przed nami stoi mała sarna, z lewej strony drogi jest wiele drzew, w drugiej natomiast jest ich mniej, za nimi są pola, właśnie tam,( po prawej stronie stając tyłem ,, do słoneczka")stoi sarna.
- Może ją jakoś nazwiemy?- mówię
- Wygląda jak lody o smaku słonego karmelu- mówi Amela.
-Może, będzie to karmelek?- Kończy Waleria.
Zgadzamy się i powoli wstajemy, aby ( iść a nie biec) w stronę domku Pani Mani.
Idziemy od 8 minut, nagle Waleria mówi:
- Mam, mam to!
- Co masz, o co chodzi!?- Odpowiadam z Amelą.
- Mąż, mąż.... mąż cioci Mani, ma na imię Zbyszek! Jestem pewna!
Uśmiechnęłyśmy się, nie zdążamy nic powiedzieć a już widzimy recepcje i domek Pani Mani i Pana Zbyszka.
- Czy my tędy właśnie nie wjeżdżaliśmy? Tak to tu, jechaliśmy autobusem przez ten lasek, w końcu tutaj jest główny wjazd- Krzyczę.
- O... Pan Zbyszek chyba naprawia kajak. Widzicie tam.- Amela wskazuje palcem.
- Aaa... już pamiętam, pamiętam jak byłyśmy tu z mamą i babcią aby odwiedzić ciocię Manie.- Mówi Waleria
Patrzę się na Amelę, na Walerię i pytam:
- A co my w ogóle powiemy? Wejdziemy i powiemy: ha! ha! ha! Nie spałyśmy w nocy i widziałyśmy co kombinujecie? No chyba nie.
- Wymyślimy na poczekaniu, będziemy musiały trochę skłamać ale to dla dobra naszej koloni.- Kończą dziewczyny.
Dobra! Idziemy od strony wejścia domu i pukamy! Puk, puk, puk! Drzwi otwiera nam Pani Mania, mówi:
- Hej, dziewczyny! Co u was? Chodźcie na herbatkę, macie szczęście, upiekłam dzisiaj smaczny deser.
My z przyjemnością wchodzimy, siadamy przy stole i opowiadamy co dzisiaj będziemy robili.
Nagle Pani Mania, pyta nas, jak idzie nam w grze. Z naszych ust słychać tylko:
- HYYY...zapomniałyśmy!
Pani Mania, delikatnie parsknęła śmiechem, mówi abyśmy nie zapominały, bo są fajne nagrody. Po krótkiej rozmowie, Waleria zaczyna mówić:
- Wiesz co ciociu? My właściwie, nie przyszłyśmy tu bez powodu.
- Chcemy się o coś zapytać, jednak niech Pani obieca, że nikomu więcej nie powie.- Mówi Amela.
- W nocy obudziły nas, tajemnicze głosy. Byłyśmy ciekawe kto to, więc patrzyłyśmy przez namiotowe okienko, widziałyśmy panów z latarkami a później Panią z Panem Zbyszkiem.- Dopowiadam.
Pani Mania zrobiła się czerwona, jakby nie chciała aby ktoś widział, ręce zaczęły jej drżeć i ,,wycisnęła" z siebie:
- Yyy... t-t-o b-b-był zwykły spa-spa-spacerek. A ci p-p-panowie to nasi goście, zgubili się. Dziękuję za wizytę dziewczynki, muszę coś załatwić.
Po sugeracji Pani Mani, że mamy wyjść, podziękowałyśmy za gościnę i wyszłyśmy, w tym samym momencie Pan Zbyszek wchodzi do domu, zdejmuje czapkę, wyglądała ona jak francuski berecik, jednak przekształcony na polską czapkę z daszkiem, wychodzimy i zatrzymujemy się przed drzwiami.
- Kto normalny o 3 chodzi na spacer? Coś tu nie gra.- Stwierdzam.
- Cichoooo... słyszycie? - Mówi Waleria, podchodząc pod okno i kiwając, że mamy podejść.
Stajemy pod oknem, tak aby nie było nas widać, słyszymy rozmowę Pani Mani i Pana Zbyszka. Słyszymy coś w tym stylu:
- One są sprytne, odkryją co tu się dzieje, albo im powiemy albo to jakoś ukryjemy. Tak nie damy rady.
- Coś wymyślę.
Po usłyszeniu tej rozmowy, drzwi otworzyły się, ktoś wyszedł z domu, kryjemy się za przyczepkę na kajaki, nasze serca biją z prędkością HYPERIONA. Zamykamy oczy i robimy z siebie kulki. To nic nie dało, Pani Mania z Panem Zbyszkiem nas zauważyli, podchodzą i pytają:
- Słyszałyście naszą rozmowę?
- T-t-trochę?- Odpowiadamy.
Państwo Miałk (tak się nazywają) zapraszają nas do domu, chcą opowiedzieć nam historię, wiążącą się z dzisiejszą nocą. My więc czerwone jak buraczki idziemy za nimi. Nagle! Potykam się o kamień i spadam na ziemię, wszyscy się śmiejemy a stres trochę znika.
TO KONIEC CZĘŚCI 6,
CZEKAJ NA CZĘŚĆ 7, DOWIESZ SIĘ INFORMACJI NA TEMAT OSTATNIEJ NOCY
PRYDA SIĘ ONA DO ROZWIĄZANIA PEWNEJ ZAGDKI.
PAPA! POZDRAWIAM LENA!
Dodaj komentarz